Strony

środa, 21 października 2020

Pilaten, czyli chińska marka kosmetyczna podbijająca szturmem internet

Marka Pilaten kilka sezonów temu szturmem podbiła zarówno polski jak i zagraniczny internet. Ich czarną maskę peel of, chciał mieć każdy. O dziwo ja oparłam się pokusie kupienia produktów tej marki. Powód? Nie wydawała się ona za bezpieczna dla mojej tłustej cery. Dlaczego teraz piszę o tej firmie? Dlatego, że podczas zakupów mojego krwawego peelingu z The Ordinary zabrakło mi kilka złotych do bezpłatnej przesyłki. Mając do wyboru zapłacić za pocztę a dobrać coś za kilka złotych do darmowej opcji oczywiście, że zdecydowałam się na to drugie.
Każde z nich kupione w promocji. Za kolagenowe płatki pod oczy zapłaciłam 2.99 z 3.99 złotego natomiast za maskę na usta 1.99 z 2.99 złotego.
Opis producenta: Pilaten Pila Girl to kolagenowe płatki pod oczy, przeznaczone do pielęgnacji bardzo delikatnej skóry w tym obszarze.W swoim składzie zawierają liście wodorostów, które są bogate w witaminy, przeciwutleniacze i minerały. Dodatkowo dogłębnie nawilżają skórę i opóźniają jej starzenie. Maska skutecznie rozjaśnia skórę, likwidując cienie pod oczami. Dodatkowo skóra pozostaje nawilżona i odżywiona przez długi czas, co niweluje obrzęki, poprawia jędrność i wygładza zmarszczki. Roślinny kolagen uwalniany jest pod wpływem temperatury ciała, a płatki same dopasowują się do kształtu skóry.

Zacznijmy od plusów, bo ich jest dużo mniej. Obydwa produkty do twarzy mają bardzo ładny design. Urocza dziewczynka na różowym tle przypadła mi do gustu. Łatwo się je aplikuję i nie spadają z twarzy. I to byłoby na tyle z pozytywnych wiadomości. Samo opakowanie trudno się otwiera a płatki wypadły z tacki na, której były. Aby założyć je na twarz to musiałam rozerwać całe opakowanie. Nie mają zapachu, nie pachną niczym. I nic nie robią. Nie niwelują obrzęków, nie nawilża i nie wygładza moich prawie niewidocznych. zmarszczek. Produkt praktycznie nic nie robi.
Opis producenta:Pilaten Collagen to maska na usta, która doskonale nawilża i regeneruje skórę ust i wokół ust. Widocznie poprawia jej jędrność, elastyczność i napięcie. Zwiększa także gęstość i grubość skóry, dzięki czemu staje się mocniejsza i mniej podatna na przesuszenie. Naturalny kolagen morski pobudza odbudowę naskórka oraz wypełnia komórki skóry. Usta stają się pełniejsze i bardziej jędrne a ich skóra nabiera pięknego czerwonego kolorytu. Dostarcza także skórze wielu cennych witamin i substancji odżywczych.

Również miałam trudność z otworzeniem tego produktu. Te płatki w porównaniu do poprzednich cały czas spadały po nałożeniu. Nie nawilżają. Moje usta nie stały się pełniejsze, jędrniejsze i bardziej czerwone. Ten produkt także nic nie zrobił, a ciągłe spadanie z ust powodowały moją irytację.

Znacie tą markę? Lubicie kosmetyki tej firmy?
ClaudiaMorningstar

niedziela, 18 października 2020

Pocky, czyli zatrzęsienie słodkich paluszków w hipermarketach

Azja jest na topie. Nic więc dziwnego, że większość hipermarketów ma w swojej ofercie tzw. "Tygodnie azjatyckie". Ostatnio były one m.in w Lidlu, Aldi, Biedronce czy Auchan. Marketingowcy odrobili swoją pracę domowa, więc wiedzą co się sprzedaje. Oprócz oryginalnych sosów i przypraw są spragnieni dań typu instant oraz słodyczy. Dzisiaj skupię się na Pocky, czyli japońskich słodkich przekąskach produkowanych przez firmę Ezaki Glico. W Kraju Kwitnącej Wiśni zjemy je w na prawdę wielu smakach. Codziennością są paluszki o smaku mango czy borówki. Jest też wiele wersji sezonowych np. inspirowanych hanami, wiórkami kokosowymi czy lodami miętowymi. U nas stacjonarnie dostępne były w 3 smakach: matcha, ciasteczkowym oraz truskawkowym, który wszędzie był wyprzedany. Słyszałam, że na stałe możne je kupić na stacji Orlen, ale nie mam jej w okolicy, więc nie mogę tego sprawdzić. Różne smaki możecie zakupić w sklepach internetowych specjalizujących się w importowaniu słodyczy do Polski. 
Jak już wspomniałam w Polsce były dostępne w trzech wariantach truskawkowym (38g), matcha (33g) i ciasteczkowym (40g). Każdy z nich do kupienia w jednej cenie 4.99zł. Produkowane w Tajlandii. Pocky zamknięte jest w szczelnym opakowaniu, które te dodatkowo zamknięte jest w kartoniku. Przyznam się, że szata graficzna bardzo mi się podoba. Opakowania są przeurocze. Ich grafika jest bardzo "kawaii".  
Jak już wspomniałam jadłam dwa smaki: matcha oraz o smaku ciasteczek. Pocky o smaku zielonej herbaty bardzo przypadło mi do gustu. Delikatny chrupiący paluszek szczodrze został oblany polewą, która w smaku była słodka z nieco wyczuwalną goryczką charakterystyczną dla matchy. Ma ona prześliczny kolor, więc cieszy oko. Paluszek w smaku przypominał klasyczne herbatniki, które często jemy do kawy. Wersja z ciasteczkami jest dużo słodsza od poprzedniej. Paluszek oblany jest białą czekoladą z kawałkami ciasteczek. Smakiem przypomina klasyczne oreo. Dobre chociaż mniej wyrafinowane od poprzednich. Dla prawdziwych cukroholików. Obydwie wersje bardzo ładnie pachną. Aż chce się je zjeść.
Z ciekawostek dodam, że wokół Pocky firma Glico wykonała bardzo dobrą robotę marketingową. Są one bardzo popularne jako przekąska wśród dzieci i młodzieży. Można je jeść solo, z kawą, herbatą. Są bardzo popularnym dodatkiem w parfait, czyli deserem podawanym w wysokim kielichu. Ja osobiście chciałabym spróbować Giant Rainbow Pocky, które są w kolorach tęczy. Te słodkie przekąski mają nawet swoje święto w Japonii, które przypada na 11.11. W Korei  istnieje ich ich odpowiednik "Pepero," który jest produkowany przez międzynarodowy konglomerat Lotte. W Polsce istnieje coś podobnego. Firma Beskidzkie wypuściła paluszki w czekoladzie, które możemy kupić za niecałe 3 złote.

A Wasz jaki jest ulubiony smak Pocky?
ClaudiaMorningstar

środa, 14 października 2020

BUBU ARARE-Veggie Japanese Food, czyli Zwycięzca European Street Food Awards 2019 Polska- Kraków Finalista European Street Food Awards Szwecja -Malmö

Są miejsca, które chce się odwiedzić za wszelką ceną. W tą idee zalicza się food truck, który na co dzień stacjonuje w Krakowie, czyli Bubu Arare, których właściciele pochodzą z mojego rodzinnego miasta. Chciałam skosztować ich kuchni odkąd wygrali European t Food Awards Poland. Gdy dowiedziałam się, że właściciele przyjeżdżają do mojego miasta to wiedziałam, że muszę tam się wybrać. Nie jechali swoim wozem, ale gotowali u zaprzyjaźnionej restauracji. Etap zamawiania wyglądał tak, że chwilę wcześniej podali menu na grupie wyjazdowej, składało się zamówienie przez messengera i odbierało się paczkę o danej godzinie w restauracji. W czasie pandemii nie można było zjeść w lokalu, ale płaciło się zamówienie i zabierało papierową torbę ze sobą. Była także opcja dowozu do domu. My postanowiłyśmy zjeść w parku w otoczeniu zieleni. W końcu trzeba się czasami dotlenić, a nie tylko siedzieć przed laptopem oglądając Netflixa. Pandemia pandemią, ale nie dajmy się zwariować.
Cały food truck jest wegetariański, więc ten wóz to prawdziwy raj dla osób, które nie jedzą mięsa. Skusiłam się na prawie wszystko. Nie kupiłam kombuchy, która już wyszła ani onigarazu na które nie miałam ochoty. Na początek  zdecydowałam się na gyoze (12zł).  Zaczęliśmy z grubej rury. Pierogi był fenomenalne. Kapuściany farsz z sake był bardzo dobrze doprawiony, ciasto odpowiedniej grubości. Idealnie przysmażone. Sos sojowy bardzo dobrej jakości. Kare raisu (18zł) również cudowne. Odpowiednio kremowe z lekko wyczuwanym dashi. Ryż dobrze ugotowany, nie przeciągnięty. Doskonałe połączenie.
Bento box (28zł) był najmocniejszym punkem. Jezu jakie to było dobre. Uromaki z pieczonym burakiem, serkiem i pietruszką było cudowne. Ryż odpowiednio kleisty, a burak bardzo dobrze doprawiony. Nie widziałam, że wegetariańskie sushi może być tak pyszne. Okonomiyaki z kapustą pekińską, kukurydzą, cebulką prażoną, szczypiorkiem i autorskimi sosami bardzo mi przypadły do gustu. Były ciepłe, chrupiące i nie rozwarstwiały się. Sosy dodawały kropkę nad i. Onigiri proste a smaczne. Idealne na raz. Yaki kushiyaki, czyli szaszłyki z warzywami idealne. Tempura chrupiąca, nie nasiąknięta tłuszczem.  Powiedzmy sobie szczerze dobrze przygotowana tempura=food porn. Daikon z ponzu i wodorastami były spoko dodatkami. 
Nukazuke, czyli kiszone w odrębach owoce i warzywa (8zł) jadłam po raz pierwszy. Smaczne, ale nie wiem jak wypadają na tle innych, ponieważ nie mam porównania. Smakowało mi zwłaszcza mango, było bardzo ciekawe. Nigdy nie jadłam owoców w takiej formie. Do tego kupiłam kimchi (12zł). Kiszonki można było kupić w dwóch rozmiarach. Ja skusiłam się na mały słoiczek. Również bardzo udane. Odpowiednio sfermentowane, pikatne, idelany dodatek do koreańskiego ramenu bądź jako dodatek do smażonego kurczaka.
A tak to nasze zamówienia były zapakowane. Jedzenie zostało spakowane w szczelne pojemniki, więc nic nie wypłynęło na zewnątrz. Ciepło także uciekało powoli. Dodatkowo była łyżka do curry i jednorazowe pałeczki, więc nie musiałyśmy martwić się o sztućce. Mam nadzieję, że w przyszłości zawitam do food trucka. Widzę, że mają nowe menu. Ich ramen, nowe bento i wegetariańskie rolki wyglądają przepysznie. Już wiem, że muszę się tam wybrać.

I co? Krakowianki (i nie tylko) znacie może coś również pysznego?
ClaudiaMorningstar 

poniedziałek, 12 października 2020

Sushi w Zakopanem, czyli Omakase Sushi Zakopane

W obecnych pandemicznych czasach zagraniczne wyjazdy do Azji są utrudnione. W związku z tym, że moje wakacyjne plany nie wypaliły postanowiłam zrelaksować się w górach, wypadło na Zakopane. Po zjedzeniu olbrzymiej ilości regionalnych potraw miałam ochotę na coś innego. Po przeszukaniu google zdecydowałam się odwiedzić Sushi Omakase, który mieści się na Tadeusza Kościuszki 10 w Zakopanem. Łatwo tam trafić, ponieważ lokal znajduje się w bliskiej okolicy głównej ulicy Krupówek, obok Lidla i  Hebe. Bez problemu dostaniecie się tam komunikacją miejską, ponieważ restauracja znajduje się tuż obok przystanku autobusowego Zakopane Al. 3-go Maja Górne.
Na początek zdecydowaliśmy się na zestaw sushi, w końcu na to wszyscy mieliśmy ochotę. Zamówiliśmy zestaw tempura tempura (22 sztuki/105zł) w skład, którego wchodzą: uromaki:8x krewetka w tempurze z pikantnym ogórkiem i awokado, 8x tuńczyk w panko z majonezem, awokado i tobiko czerwonym oraz futomak: 6x tatar z łososia (cała rolka w tempurze). Jestem wielką fanką tempury, więc wybór był dość oczywisty. I powiem Wam, że się nie zawiodłam. Ryż był kleisty, a rolka nie rozpadała się, składniki były świeże i dobrej jakości, tempura chrupiąca, odpowiednie wysmażona. Po prostu smakowało mi. Było także ładnie podane i cieszyło oko. Dodatkowo zamówiliśmy dwie rodzaje zup: miso z łososiem, sałatą rzymską, grzybami shitake i porem (20zł) oraz kimchi z tofu, bekonem, wołowiną oraz kapustą (35zł). Moja zupa z kimchi była fenomenalna. Ostra, bardzo dobrze doprawiona. Bekon był chrupiący a kimchi przyjemne pikantne. Tofu rozpływało się w ustach. Z miso shiru mam pewien problem. Wywar był bardzo smaczny, łosoś delikanty ale nie mam zielonego pojęcia dlaczego kucharz dodał tam sałatę rzymską. Ani nie zmienia ona smaku potrawy, ani ładnie wygląda. Wywalcie sałatę i będzie super. Do picia skusiliśmy się na bardzo smaczną herbatę liściastą- sencha sakura (16zł), którą podano w żelaznym imbryczku z pasującymi do niego czarkami. Dodatkowo skusiłam się na kieliszek  wino śliwkowego Choya, które było bardzo dobrze schłodzone.
Tak nam się tam spodobało, że postanowiliśmy zjeść tam ponownie. Tym razem zamówiliśmy sam zestaw VI (39sztuk/170złotych) z nigiri: okoń, tuńczyk,seriola,łosoś wędzony i makrela marynowana, hosomaki: maślana marynowana,makrela marynowana, tykwa, rzodkiew, uromaki: pstrąg, tuńczyk, futomaki:krewetki. Jak w poprzedniej wizycie bardzo dobry zestaw. Ponownie składniki były bardzo dobrej jakości, a ryby i owoce morza bardzo świeże, więc nie musimy obawiać się nieświeżego sushi. Ryż ponownie był klejący a poszczególne kawałki rolki odpowiedniej wielkości. Najbardziej smakowała mi rolka z krewetkami, po prostu uwielbiam te skorupiaki. Do czego mam zastrzeżenie? Do sałaty maślanej, nie mam zielonego pojęcia po co ona tam jest. Do picia ponownie zamówiliśmy herbatę liściastą w dzbanku hijcha (16zł), która ponownie bardzo nam smakowała. Z alkoholi skusiliśmy się na nihonshu, które było smaczne, chociaż wolałabym aby podano je w innej zastawie niż herbacianej. 
Omakase Sushi Zakopane trudno przegapić, restauracja jest bardzo dobrze opisana. Bardzo podoba mi się wnętrze lokalu. Jest bardzo ładnie zaprojektowany. Występuje tu dużo drewna, a tapeta brzy barze bardzo mi się podoba.Stoliki są na bieżąco dezynfekowane. Można robić rezerwację czy to przez fb czy telefonicznie. Obsługa miła i znająca się na rzeczy, umiejąca doradzić. Posiłki wydawane szybko, nie trzeba długo czekać. Rolki robione na bieżąco. Plus za czytelną kartę. Oprócz zestawów sushi, mają pojedyncze rolki, sashimi, z dań głównych łososia. Z zup jest jeszcze kilka rodzajów ramenu, którego nie próbowałam, chociaż był do kupienia w dwóch wersjach: z polędwicą wołową i z owocami morza (45zł).  
Przyznajcie się. Kto tam był oprócz mnie?
ClaudiaMorningstar

sobota, 10 października 2020

Rynek Smaków Katowice - jedz, pij i tańcz!

Po raz kolejny byłam na katowickiej imprezie z food truckami. Osobiście bardzo lubię takie wydarzenia, bo bez problemu można spróbować nowych miejsc i poznać kuchnię, która na co dzień w mojej rodzinnej miejscowości nie jest dostępna. Rynek gastronomiczny jest tam dość ubogi, więc możemy zjeść makaron, pizzę, burgera albo "chińczyka" ale nic poza tym.
Na początek skusiłam się na ramen w Oh My Ramen. Wóz serwował trzy rodzaje: miso bbq, vegan miso bbq oraz shoyu. Ja skusiłam się na miso bbq, natomiast natalia na shoyu. Każdy z nich kosztował 20 zł. I powiem Wam, że mimo różnych opinii bardzo mi smakowały. Wywar w obydwu wersjach był aromatyczny. Miso był bardziej gęsty, mętny a shoyu klarowny. Makaron sprężysty, nie rozmoknięty, bardzo smaczny. Jestem olbrzymią fanką cienkich klusek, więc ich grubość bardzo mi odpowiada. Toppingi dobrze współgrają z resztą. Mięso delikatnie ostre, rozpływające się w ustach. Zupy podane są w tekturowych miseczkach, łatwo się je niesie, nie parzą one w dłonie. Plus za dobrej jakości pałeczki, które nie zostawiają drzazg. Kilka słów o wozie. Był bardzo ładnie zaprojektowany na zewnątrz. Ładnie się prezentował. Oprócz food trucka, mają swój lokal na ul. Pocztowej, pomiędzy Pomarańczą a Złotym Osłem.
dW Jiao zi miałam okazję już być. Od poprzedniej wizyty podczas podczas żorskiego jarmarku świątecznego nic się pogorszyło. Pierożki dalej ją przepyszne. Ich ciasto jest cieniutkie i sprężyste, a farsz dobrze doprawiony. Było go dużo, a farsz nie był suchy.Ostatnio skusiłam się na wieprzowinę z krewetką oraz wołowinę z selerem naciowym. Wczoraj kupiłam stałą pozycję w menu- krewetkę z selerem naciowym (26zł) oraz nowość w menu- mandu wieprzowina z kimchi (26zł). To były strzały w dziesiątkę. Dawno nie jadłam tak dobrych pierożków. Są nawet lepsze od tych, które jadłam w Domie, chodź zupełnie inne, bo tamte były smażone  Do picia wzięłyśmy napoje z puszki (6x2=12zł), które były przesłodkie. Plus za ekologiczne bambusowe słomki. Jiao zi w zeszłym roku otworzyło swój lokal w Warszawie, więc jak ktoś jest ze stolicy to może zjeść pierożki na miejscu.   
Tym razem organizatorzy zadbali o zadaszenie, więc nie musieliśmy się martwić ani słońcem ani deszczem. Było także dużo miejsc siedzących. Dobra organizacja wywozu śmieci, więc nie było problemu z pozbyciem się opakowań. Bardzo dobra muzyka. W kilku food truckach byłam na innych edycjach. Dzik Food Truck serwuje przepyszne (soczyste) burgery z dzika, jiaozi serwuje przepyszne pierożki na parze a w churros and more zjemy przepyszne churros. Oprócz tego mogliśmy skusić się na kołacze, dania kuchni tajskiej czy burgery. Do niedzieli oprócz "Rynku Smaków Katowice" jest podobna impreza przy spodku. Chociaż ta pierwsza ma większy wybór i większą różnorodność serwowanych potraw.
ClaudiaMorningstar

poniedziałek, 5 października 2020

Doma Korean BBQ and Sushi, czyli koreańska restauracja w Wrocławiu

Wraz z Natalką po raz kolejny byłyśmy na wycieczce. Tym razem zawitałyśmy do Wrocławia. W planach było zoo, a później obiad w Jungle. Byłyśmy tam na wycieczce zorganizowanej, nie starczyło nam czasu na posiłek, więc musiałyśmy go przełożyć na później. W związku z tym, że w stolicy województwa dolnośląskiego nie znamy w cale to postawiłyśmy zadać pytanie na facebookowej grupie miłośników kuchni azjatyckiej. Takie miejsca to skarbnice wiedzy. Jedyne kryterium, które było brane pod uwagę to odległość od rynku. Czasu było mało, a my chciałyśmy dobrze zjeść, nie musząc się spieszyć. Odpowiedzi było mnóstwo, w końcu zdecydowałyśmy się na Doma Korean BBQ and sushi, które jest dziesięć minut drogi piechotą od opery wrocławskiej, zaraz obok Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego, więc łatwo tam trafić.
Miejsce dość małe, sala liczy kilka stolików. Klimat utrzymany w prostym stylu klasycznym. Na ścianie duży telewizor oczywiście koreańskiej marki LG, który grał k-popowe hity. Mogliśmy usłyszeć piosenki BTS i BlackPink. Klienci byli polsko-koreańscy. Kucharz z Korei. Kelnerki bardzo miłe, pomocne, znające się na rzeczy. Jeśli nie mówicie po polsku to bez problemu dogadacie się w języku angielskim.

Soju się nie napiliśmy, ponieważ lokal nie dostał jeszcze pozwolenia na sprzedaż alkoholu. Restauracja niedawno się przeniosła. W menu królują potrawy koreańskie, chociaż znajdziemy tajską zupę TomYam oraz chińską zupę Wangtang. Zdecydowałam się na moje ukochane danie, czyli Jajangmyeon (42zł) oraz zupę z pierożkami za (17zł). Natalia wzięła Yaki Udon z kurczakiem (35zł). Do tego na spółkę wzięliśmy skrzydełka (28zł/6 sztuk), imbryk zielonej herbaty (14zł) otaz smażone mandu (16zł), które tak nam smakowały, że wzięłyśmy 2 sztuki na wynos. Za całość zapłaciłyśmy 184 zł. Restauracja oprócz odbioru osobistego dostarcza jedzenie, które możecie zamówić przez internet. Wiecie co? To była jedna z lepszych ostatnio wizyt w restauracji. Yaki Udon był bardzo dobry. Makaron sprężysty, kurczak bardzo soczysty. Dobrze współgrał z sosem. Mój jajangmyeon to był strzał w 10! Makaron ponownie bardzo dobry, mięso wieprzowe odpowiednio doprawione. Sos z czerwonej fasoli to było po prostu niebo w gębie. Daikon był kropką nad i w tym daniu. Zupę z pierożkami jadłam już wielokrotnie, chociaż po raz pierwszy I nie było w niej kapusty, jak kiedyś podano mi w rybnickim 
Pataya wok. Dzięki Bogu. Rosół był bardzo delikatny, a pierożki doskonałe. Ciasto odpowiedniej grubości, a mięsny farsz idealnie doprawiony. Nie zostały przeciągnięte, więc nie rozwalały się. Skrzydełka były przepyszne. Mięso bardzo ładnie odchodziło od kości. Panierka  była przecudna. Bardzo chrupiąca.Dawno nie jadłam tak dobrej marynaty, która była jednocześnie słodka a pikantna.Co ciekawe podali nam kosz na kości, więc nie musieliśmy się martwić, gdzie odłożyć pozostałości kurczaka. Mandu również przypadło mi do gustu. Ciasto ponownie było chrupiące a warzywny farsz dobry. Zwieńczeniem posiłku była smaczna zielona herbata podana w ładnej białej porcelanie. A i na koniec kilka słów o banchanach, czyli koreańskich przystawkach, które otrzymaliśmy do zamówienia. Dostaliśmy kimchi, które było przyjemnie ostre, dzon, czyli szynkę spam w jajecznej panierce oraz marynowaną czarną fasolę. Bardzo przypadły mi do gustu, zwłaszcza kimchi. I na koniec kilka słów o metalowych pałeczkach. Nawet nie wiecie jak się cieszyłam, że nie są one drewniane jak to bywa w koreańskich restauracjach. Tego typu pałeczki są bardzo łatwe w użyciu i nabieraniu małych kawałków potraw.
Byliście tam kiedyś? Jaką dobrą restaurację we Wrocławiu możecie mi polecić? Będę na Jarmarku Świątecznym i planuję zjeść coś dobrego z dziewczynami.
ClaudiaMorningstar
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka