Strony

wtorek, 31 października 2017

3 azjatyckie kultowe horrory na Hallowen

Jestem wielką fanką horrorów. Czym straszniejsze tym lepsze. Szczególnie upodobałam sobie amerykańskie slashery. Kto z nas nie pamięta kultowej serii Krzyk? Nie wspominając nawet o Hallowen czy Koszmar z ulicy Wiązów z Freddy Kreuegerem? Niestety z roku na rok poziom spada. Śmiertelna gorączka 2, The Human race czy Martwy Krzyk to jedne z najgorszych filmów tego millenium. W związku z tym postanowiłam poszukać ciekawych produkcji z innych kontynentów. Ponieważ nie znalazłam dobrych pozycji w Europie (nie wspominając o polskich filmach) wzięłam pod uwagę rynek azjatycki. W dniu dzisiejszym wiele z Was będzie szukać przerażającej superprodukcji na ten wyjątkowy dzień. W związku z tym przygotowałam "Top 3" horrorów z Kraju Kwitnącej Wiśni oraz Korei Południowej.
Opowieść o dwóch siostrach
Fabuła na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo prosta. Dwie siostry wracają wracają do domu po długotrwałym leczeniu w szpitalu psychiatrycznym. Trafiły tam z powodu samobójczej śmierci ich matki. Macocha traktuje je osobliwie, a ojciec zdaje się całkowicie tego nie zauważać. Jest całkowicie zauroczony nową żoną. Fani ciężkiego klimatu z pewnością będą usatysfakcjonowani. Końcówka zaskakująca, ale wszystko wyjaśnia. Na uwagę zasługuje znakomita obsada, realistyczne ujęcia i  spójna fabuła.
As The Goods will
Film, którego autorem jest japoński mistrz grozy Takashi Miike. Twórca takich obrazów filmowych jak "Gra Wstępna" czy "Lekcja zła". Tym razem akcja rozgrywa się w szkole. Pewnego dnia podczas jednej z nudnych lekcji niespodziewanie wybucha głowa nauczyciela. Shun Takahata wraz z innymi uczniami zmuszeni są do wzięcia udziału w okrutnej grze. Fabuła przypomina mi Battle Royale. Zmienia się tylko przeciwnik. Uczniowie nie walczą przeciwko sobie tylko symbolom z azjatyckiej kultury, takim jak lalka Daruma, maneki deko (charakterystyczna figurka kotka z wyciągniętą przednią łapką) czy Kokeshi. Dobry horror z elementami satyry z zaskakującym finałem.
Mourning Grave
Zarówno Koreańczycy jak i Japończycy chętnie czerpią inspiracje z mitologii, wierzeń oraz przesądów. Dlatego nikogo nie dziwią Kumiho (lisy o siedmiu ogonach), duchy, bogowie czy inne ponadnaturalne istoty w dramach czy filmach. Doskonałe połączenie lekkiej komedii romantycznej z horrorem. Główny bohater od dziecka widzi zjawy. Bardzo podoba mi się motyw zemsty, który jest bardzo popularny. Obraz porusza takie kwestie jak przemoc w szkole czy brak reakcji ze strony nauczycieli, rodziców czy dyrekcji co niejednokrotnie prowadzi tragedii. Mourning Grave jest idealny dla fanów "Carrie" Stephena Kinga.
A jakie są Wasze plany na ten wieczór? Spędzicie go w domu przed telewizorem a może pójdziecie na dyskotekę wraz z przyjaciółmi?
ClaudiaMorningstar

niedziela, 29 października 2017

Pure Smille- Sugar Skull

Sezon Hallowenowy rozkwita w pełni. Wszyscy szukają oryginalnych przebrań, najlepszych przepisów na jak najsmaczniejsze dania i najstraszniejszych filmów. Nic więc dziwnego, że szał na " Święto duchów" dotknął branże kosmetyczną. Bez problemu możemy kupić produkty z motywem ozdobionej dyni, włochatego pająka czy czarownicy w wielkim szpiczastym kapeluszu przedstawionej obowiązkowo na miotle i z kotem u boku. Ja, jako wielka fanka maseczek na płachcie skusiłam się na kosmetyk japońskiej firmy Pure Smille z wizerunkiem Sugar Skull, czyli czaszce wykonanej z cukru i ozdobionej czekoladą oraz kwiatami, która jest nieodłącznym elementem Świętem Zmarłych obchodzonym przez Meksykanów. 
Od producenta: Przemień się tą maską i przestrasz innych albo siebie. Zabiegi na twarz nie muszą być nudne. Wystaw produkt na działanie promieni społecznych przynajmniej na jedną minutę, po czym będzie świecić przez 20-30 minut. Możemy zagwarantować wiele śmiechu i krzyku podczas dziewczyńskiej imprezy. Zawiera kolagen, kwas hialuronowy oraz witaminę "E" , które sprawią, że Twoja twarz będzie wyglądać promiennie. 

Nie ukrywajmy, że opakowanie przyciąga wzrok. Jest bardzo oryginalne. Nie jest kawaii, nie przedstawia słodkich piesków czy kotków, a postać "Pięknej Śmierci". Maska jest idealna, nie za duża i nie za mała. Po jej ściągnięciu skóra mojej twarzy ładniej wygląda. Zapach cóż jest specyficzny, ale przyjemny. W moim odczuciu pachnie plasteliną. I co najważniejsze świeci w ciemnościach. Mały dodatek, a cieszy.
CladiaMorningstar

wtorek, 24 października 2017

Bierhalle- czyli nie samym sushi żyje człowiek

Kiedy mieszkałam w Katowicach moi rodzice postanowili zrobić mi niespodziankę i przyjechać do mnie w odwiedziny. Wybrali doskonały termin, ponieważ doskonale wiedzieli, że zastaną mnie w domu. Jako przykładna gospodyni podałam kawę, herbatę i ciastka. Mieli szczęście, ponieważ udało im się trafić na świeżo przyrządzony rosół, który mam nadzieję im smakował. Po skończonym obiedzie, stwierdzili, że jeszcze zjedliby coś konkretnego, więc udaliśmy się na długie poszukiwanie lokalu serwującego ciepły posiłek. Mieliśmy pecha, ponieważ w Święto Trzech Króli dziewięćdziesiąt pięć procent lokali było zamkniętych. W związku z tym trafiliśmy do bawarskiej restauracji serwującej golonki, bigos, kiełbasy, zupy i wiele innych dobroci.
Restauracja znajduje się na pierwszym piętrze katowickiej galerii Silesia City Center. Samo wnętrze inspirowane jest niemiecką browarnią. Z okna ma przepiękny widok. Latem ogródek jest otwarty i można zjeść posiłek na świeżym powietrzu.
Moja mama zdecydowała się na pielmienie, czyli oryginalne ukraińskie pierogi z mięsem podawane z kwaśną śmietaną. W tym przypadku zostały one usmażone, ale można zamówić gotowane. Cóż tu dużo mówić. Ciasto było chrupiące, a farsz przepyszny, dobrej jakości i odpowiedniej jakości. Kwaśna śmietana też niczego sobie. Porcja kosztowała 25.99zł. 
Natomiast mój tata skusił się na pomidorówkę (9.99zł). Muszę przyznać, że smakowała wybornie, dobre jakościowo składniki. Idealnie doprawiona. Doskonale rozgrzewa w zimowe dni. Ciekawy wyborem była także wariacja na temat kapusty kiszonej, czyli Sauerkraut (7.99zł). Smakosze mięsa nie zawiodą się także sezonowym daniem głównym. Wszystko ze sobą współgrało. Nie było słabych punktów w tym posiłki. No może wyrzuciłabym pietruszkę, ponieważ bardzo jej nie lubię.
Ostatni posiłek jest oczywiście mój. Zamówiłam jedno z nielicznych dań kuchni amerykańskiej. Miałam niesamowitą ochotę na soczystego burgera (27.99zł), który został podany z chrupiącymi frytkami i przepyszną sałatką coleslaw, która jest jedną z moich ulubionych surówek. Samo mięso było soczyste, a nie suche jak podeszwa jak często się zdarza. Bułka w końcu nie była spalona. Twarde bułki to moja największa zmora. Po prostu nie rozumiem jak można wydawać sczerniałe pieczywo. Plus za ręcznie robione sosy, które łączy hamburgera w całość.
Podsumowując wizytę w Bierhalle uważam za niezwykle udaną. Kelnerki były kompetentne i doskonale znały kartę dań. A jedzenie wprost przepyszne. Z ręką na sercu nie miałam się do czego przyczepić
ClaudiaMorningstar
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka