Strony

środa, 22 maja 2019

Pomysły na prezent na Dzień Matki.

26 maja każda matka w Polsce obchodzi swoje wyjątkowe święto. My jako dzieci bardzo często poszukujemy idealnego dla swojej rodzicielki prezentu. Prawda jest taka, że każda mama jest wyjątkowa i każdej podoba się coś innego jednakże postanowiłam zrobić listę kilku popularnych rzeczy, które lubią kobiety, ale pamiętajcie to tylko ściąga, a to Wy znacie Je najlepiej.
Z pielęgnacji przeciwko starzeniu dobrym wyjściem będą kapsułki pod oczy od O Hui lub krem do twarzy od Hera. Jeżeli Wasza mama lubi się malować to dobrą opcją będę także kosmetyki do makijażu. Ładna paleta trwałych cieni do powiek czy odporna na ścieranie szminka będzie idealna dla osób, które lubią się malować. Unikałabym tylko takich produktów jak korektory, cushiony czy podkłady do twarzy. Łatwo możemy dobrać zły odcień, a przecież nie chcemy, aby nasz prezent kurzył się w szafie prawda?

Osobiście twierdzę, że zawsze dobrym wyjściem jest wspólne spędzenie czasu. Możemy go spędzić w domu grając w gry planszowe, podczas maratonu ulubionych filmów czy seriali czy po prostu na rozmowie przy dobrym obiedzie lub kawie i ciastku. 

Ciekawą opcją wydają się być spersonalizowane gadżety. Moi rodzice bardzo lubią fotoksiążki, więc mamy niezwykłe książki z naszymi wspólnymi zdjęciami. Od pewnego czasu podobają mi się własnoręcznie zaprojektowane plakaty albo fotografie wydrukowane w formie wydruku z aparatu typu polarodid, więc jeżeli ktoś lubi takie rzeczy to myślę, że tego typu prezenty będą idealne.  

Ja w tym roku kupię dobre czekoladki. Pierwotnie myślałam nad przepięknym lasem w słoiku, ale postanowiłam, że kupię go na zbliżającą się rocznicę ślubu moich rodziców. Jeśli dalej nie wiecie na co się zdecydować to polecam przeczytać poprzednią listę prezentów, które można kupić na dzień matki. Być może się zainspirujecie i łatwiej będzie Wam nabyć wymarzony podarek. 
ClaudiaMorningstar 
*zdjęcia z kolaży pochodzą ze stron dystrybutorów

poniedziałek, 20 maja 2019

Orient KFC- czyli jak smakuje Japonia

Fast food. Jedni kochają- inni wręcz przeciwnie. Jedni cenią niską cenę i szybkość wydawania potraw, inni uważają, że nie ma sensu kupować niskiej jakości produktów, które jednocześnie są bombą kaloryczną. Co nie zmienia faktu, że bary szybkiej obsługi są niezwykle popularne na całym świecie. Najpopularniejszymi markami serwującymi burgery, kurczaczki czy frytki to McDonald's, KFC, Burger King. Firmy prześcigają się w akcjach marketingowych, które mają przyciągnąć klientów. Są kupony rabatowe, aplikacje na telefon i okolicznościowe menu. Od kilku sezonów w kuchni, modzie i pokrewnych dziecinach króluje Japonia. W związku z tym Kentucky Fried Chicken postanowiło po raz kolejny wprowadzić "Orient menu," gdzie królował kurczak w sosie teriyaki. 
Na pierwszy ogień poszły dwa boksy. Jeden z ryżem i chrupiącymi bites w wersji dużej (19.95zł.) i jeden z bites w wersji małej (12.95zł). Same bites to po prostu smaczne chrupiące  kawałki z piersi z kurczaka oblane gęstym sosem teriyaki i prażonym sezamem. Natomiast w wersji deluxe dodany jest ugotowany ryż i warzywa, którym można się poratować podczas szybkiego obiadu, ponieważ połączenie dobrze smakuje i wszystkie składniki tworzą zgrabną całość. 
Przyznaje się, że twistery z KFC wyjątkowo mi smakują, a twister orient (10.95zł./520kcal) jest najsmaczniejszą wersją z jaką miałam do czynienia.  Kurczak chrupiący, soczysty, tortilla ciepła, nie spalona, co często się zdarza w tego typu produktach. Mix sosów boski. Zimne dodatki takie jak zielony ogórek czy sałata podane są w dostatecznej ilości aby poczuć smak i aby nie wypadały bezwiednie z wrapa na tackę. Wielki plus za brak lejącego się pomidora. Do kupienia w zestawie z napojem i frytkami 16.95zł.  Z całą pewnością zdecyduje się na tą pozycję ponownie. 
Innym razem skusiłam się na orientalnego zingera (10.95zł). Bułka i kotlet z piersi z kurczaka jest tak samo dobry jak w wersji klasycznej. Z nimi bardzo dobrze komponuje się mieszanina gęstego oraz słodkiego sosu teriyaki i  klasycznego majonezowego. Niewielka ilość zielonego ogórka, sałaty i sezamu są dobrymi smacznymi. Całość smakuje bardzo dobrze.  Minusem jest to, że kanapka jest na bardzo niewielki głód bądź dodatek do głównego dania, ponieważ jest niewielka. W ofercie był także podwójny orientalny zinger, który po prostu miał dwa kotlety (15.95zł). Można było skusić się także na wersję z boxem (co oczywiście zrobiłam) z frytkami (mogą być, ale te z McDonalds smakują mi dużo lepiej), ostrymi skrzydełkami (które uwielbiam, chociaż jem rzadko, bo niezdrowe) oraz wielką dolewką (uwielbiam pić napój podczas jedzenie, to tak dla przypomnienia dlaczego nam tyłek rośnie)/21.9zł. 

Skusiłam się też na małego shake o smaku orientalnej wiśni (5.95zł/180ml). Wiem, że Japonia kojarzy się z kwitnącymi drzewami wiśni, ale te najbardziej popularne nie dają owoców, tyko piękne różowe kwiaty. Myślę, że ciekawszą wersją byłaby wersja śliwkowa. W końcu to z niej Japończycy robią pyszny alkohol czy tradycyjne słodycze.A sam płyn? W smaku mnie nie zachwycił, smakował tak samo jak dyniowy shake, który był ofercie na Halloween. Napój smakował jak płynna ciastolina, nie skuszę się ponownie. Na sałatkę orientalną się nie skusiłam. W końcu chyba nikt nie chodzi na nią do barów szybkiej obsługi. W związku z tym nie skuszę się na nową ofertę z serem halloumi. Nagle nie zostałam ani buddystą, weganką czy wegetarianką, po prostu lubię mięso. W każdej postaci. 

Przyznać się kto z Was skusił się na kanapkę z tego menu? A może uważacie, że fast food to szybka droga do otyłości i  miażdżycy i nie jecie tego typu produktów? 
ClaudiaMorningstar

środa, 15 maja 2019

Pataya wok

Pataya wok jest lokalem specjalizującym się w kuchni inspirowaną Tajlandią oraz krewetkami przyrządzonymi na kilka sposobów, który mieści się się Rybniku na rynku niedaleko siedziby Dziennika Zachodniego bądź japońskiej restauracji Japan Sun bądź Japan Sun Shabu Shabu. Pataya wok ma także swój lokal gastronomiczny Gliwicach, gdzie menu rozszerzone jest o sushi, desery i większą różnorodność zup.
W samym lokalu byłam wielokrotnie. Wybierałam zróżnicowana dania, aby poznać czy warto tam chodzić, więc tym razem zdecydowałabym się na kaczkę z sałatką i sobą, którą można było zamienić na ryż.Za posiłek zapłaciłam 27 złotych. Makaron kupny, ale smaczny. Za to kaczka w panierce była wyborna. W środku miękka, a panierka była chrupiąca. Sałatka dobrze współgrała z resztą posiłku. Dobre danie na obiad.  
Innym razem wybrałam się wraz z osobą towarzyszącą, więc na początek zdecydowaliśmy się na zieloną herbatę o smaku wiśniowym (10 złotych). Bardzo smaczna. Zakochałam się w tych małych czarkach. Są przeurocze i wygodnie się z nich pije. Kusi mnie aby kupić sobie takie do domu. Na przystawkę zdecydowaliśmy się zupę won ton (10 złotych). Nigdy nie jadłam oryginalne wersji tej zupy, ale pierożki z wieprzowiną były bardzo smaczne, a zupa aromatyczna i dobrze przyprawiona. Czego chcieć więcej?
Po zupie przyszła pora na pierożki won ton z łososiem gotowane na parze (15.99 zł). Farsz dobrze doprawiony, rozpływający się w ustach. Ciasto dobrze zrobione, nie za grube nie za cienkie a co najważniejsze nie rozwalające się.  Jedynym minusem był dodany sos. Dobry, ale zupełnie nie pasujący do reszty dania. 
Następnie zdecydowaliśmy się sami skomponować swoje dania. Ja skusiłam się na ryż o smaku curry (19.99zł) a mój towarzysz ryż z kolendrą i wołowiną (16.99zł). Obydwie miski były sycące, dobrze doprawione i po prostu smaczne. 
Ostatni posiłek zdecydowałam wsiąść na wynos. Była to smażona wersja ryżu smażonego z curry i wołowiną (16.99 zł). Tak samo jak poprzednio nie zawiodłam się na tym boksie.

Do atutów lokalu należy na pewno lokalizacja (rynek), bardzo miła obsługa i szybkość wydawania dań. W razie czego każdy posiłek można zrobić bardziej ostrym dzięki sosom, które znajdowały się na stołach. Dla klientów nieposługujących się pałeczkami są tradycyjne metalowe sztućce.Ceny przeciętne. Z miłą chęcią wybrałabym się ponownie do Pataya wok.
ClaudiaMorningstar

poniedziałek, 13 maja 2019

Instant noodles

Szczerze mówiąc staram się odżywiać w miarę zdrowo. Mało przetworzonych produktów, dużo zielonego i dobrej jakości mięsa. Nie pogardzę też dobrych chlebem i smacznym makaronem- oczywiście z glutenem, a co tam. Przecież nie mam nietolerancji, więc nie widzę powodu aby odmawiać sobie tej przyjemności. Lubię po prostu dobrze zjeść. Zwykle jem posiłki przygotowane od podstaw w domu bądź w fajnych knajpach i restauracjach. Czasem testuję gotowe produkty, takie jak mrożona gyoza, makaron po singapursku, sushi z hipermarketu itp. Teraz postanowiłam zupki azjatyckie zupki chińskie. 
W Polsce zupki chińskie zalewasz wodą, czekasz 3 minuty i możesz zjeść. W Azji masz różne rodzaje. Rzadko spotkasz tzw. zalewajkę, w większości przypadków instant noodle gotujesz w garnku przez kilka minut.  Postanowiłam wypróbować trzy marki: indonezyjską Indomie, japońską Nissin oraz Maggie, którą wyprodukowano w Malezji, ale należy do szwajcarskiego przedsiębiorstwa Nestle. 
Na ogień poszła zupka od Maggi o wersji MasalaSpicy, która była porażką na całej linii. Jestem wielką fanką ostrej kuchni, czym ostrzej tym lepiej, ale zawiodłam się. Zupa była zupełnie bez smaku. Sam natomiast makaron to materiał na osobną historię do straszenia dzieci przy ognisku. Mimo gotowania przez niecałe dwie minuty był niesprężysty i niesmaczny. Zawiodłam się i ponownie go nie kupię.Cena około dwóch złotych nie jest olbrzymią kwotą, ale następnym razem, wolę kupić smaczną drożdżówkę truskawkową z mojej ulubionej piekarni. 
Kolejnym ramenem był ten od Nissin o smaku koreańskiego kimchi i to był strzał w dziesiątkę. Sprężysty makaron, bardzo smaczny, nie posklejał się podczas gotowania.  Bardzo dobry wywar, ostry, ale nie za ostry. Nie porazi naszych kubków smakowych i możemy delektować się smakiem. Cena też nie za wysoka, za paczuszkę zapłaciłam 2.99 złotego. Przygotowanie było dziecinnie proste. Składniki wrzucamy do pół litra wrzącej wody, zostawiamy je przez 3 minuty, mieszamy i możemy jeść. Prawda, że łatwe i szybkie?

Trzecim i ostatnimi przetestowanymi przeze mnie instant noodlami były te od Indomie w wersji mi goreng. Średnio-ostre, ale też smaczne. Noodle, smaczne, dodatki takie jak dwa rodzaje sosów również. Ciekawostką jest to, że tą wersję przygotowuje się inaczej niż dwie poprzednie. Na początku gotujemy makaron przez trzy minuty, następnie go odcedzamy, a później dodajemy składniki i mieszamy. Nie wykorzystujemy wody jako bazy do zupy. Cena tego produktu też nie była wysoka, kosztowała nieco ponad dwa złote. Wybaczcie, że nie ma zdjęcia gotowanego dania, ale zaginęły one w akcji i nie mogę go znaleźć. 

Znacie te "zupki chińskie"? Lubicie? A może uważacie, że nie warto po nie sięgać i wolicie zjeść coś innego? Wasze odpowiedzi piszcie w komentarzach.
ClaudiaMorningstar
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka