Wycieczka do Katowic to praktycznie całodzienna wyprawa. Dlatego przed seansem Zła nie ma zaplanowałam odwiedzić Smaczny Targ w Katowicach: Festiwal Azjatycki, Festiwal Kawy i Czekolady, Festiwal Piwa, Wina i Trunków rzemieślniczych, Sakura Festiwal Japoński. Wiadomo było trzeba coś zjeść, moim zdaniem nieprzyjemnie się odpoczywa, gdy burczy w brzuchu. Bilety na to wydarzenie kosztowały 13 złotych oraz kupiłam je wcześniej on-line. Można było je także kupić stacjonarnie, ale były one droższe. Zdziwiło mnie to, ponieważ wszystkie tego typu festiwale na których byłam zawsze były darmowe. Impreza odbywała się w Międzynarodowym Centrum Kongresowym, więc odwiedzający nie musieli się martwić o niepogodę. Nie trzeba było się martwić o kurtki, ponieważ została udostępniona szatnia.
Na początku postanowiłam zobaczyć co poszczególne stoiska oferują. Stanowisko serwujące okonomiyaki prezentowało się na pierwszy rzut oka "okey" ale po zobaczeniu finalnego produktu nie zdecydowałam się na te placki. Wyglądały słabo, podstawa potrawy bardziej przypominała spód na pizze oraz brakowało mi majonezu Kewpie. Za to góra polana była czymś co przypominało musztardę. Najlepsze okonomiyaki w Polsce serwuje Yaki Kingu. Bardzo żałowałam, że ich nie było.
Take a bowl zdecydowanie polecam omijać szerokim łukiem. Jedzenie wyjątkowo niesmaczne a kucharz najwidoczniej nie ma zielonego pojęcia o koreańskiej kuchni. Na tegorocznym Food Fest skusiłam się na dwie pozycje i obie były niejadalne. Najgorzej prezentował się ryż, który był po prostu twardy. Obsługa też pozostawia wiele do życzenia.
Wybór był dość spory. Odwiedzający Smaczny Targ mogli próbować dań z różnych kuchni świata. Niestety większość potraw było wcześniej przygotowanych i leżały one na stołach. Szkoda, bo przecież było zaplecze na elektryczne grille czy parniki. Jedzenie najświeższe jest najsmaczniejsze. Taki zabieg sprawiał, że jedzenie było zimne, niechrupkie i nie prezentowało się najlepiej.
Strefa gdzie można było kupić "pamiątki" była różnorodna. Oprócz tanich chińskich gadżetów czy ubrań znalazły się prawdziwe perełki z rękodziełem. Ładne grafiki czy biżuteria hand made cieszyły oko. Dla fanów Pokemon, które od pewnego czasu przeżywają drugą młodość były maskotki oraz karty. Duży wybór japońskich słodkości, zupek koreańskich i azjatyckiego alkoholu. Ceny wyże niż w sklepach internetowych ale jeśli zależało Wam na produkcie od ręki to zakupy na takim targu to dobry wybór. Od siebie dodam, że KitKat to dobra opcja dla osób, która uwielbiają słodkie. Aktualnie wersja o smaku pomarańczowym jest moją ulubioną.
Bao (27zł) to zdecydowanie strzał w kolano. Wersja z kimchi zawierała niewielką ilość fermentowanych warzyw, szarpanego mięsa, majonezu i ostrego sosu. Połączenie smakowało nijako. Niestety sama "bułka" zimna, płaska, niewyrośnięta, produkt kupny, który został wyciągnięty z plastikowego papieru. Pamiętam jak wieki temu byłam w Naszym Bao. Ideał, którego już nie nigdy nie zjemy, ponieważ lokal już od kilku lat nie istnieje. Bardzo nad tym ubolewam.
Kolejnym bao (20zł) na którym się zdecydowałam było to z mięsem. Drugie olbrzymie rozczarowanie. Będąc w Japonii jadłam je raz dziennie w formie szybkiej przekąski. Było gorące, miękkie z dużą ilością soczystego mięsnego nadzienia. Tutaj natomiast bułeczka była twarda, a farsz suchy. Było go także tyle co na lekarstwo. W najmniejszym stopniu nie zaspokoiłam głodu. Nie wspominając o tym, że była ona zimna. Dlaczego? Nie wiem. Podejrzewam, że właściciele stoiska chcieli zaoszczędzić na czasie i postanowili wszystko przygotować wcześniej.
Kolejną pozycją na którą się zdecydowałam to duży summer rolls z krewetką. I tak jak jestem wielką przeciwniczką wyrzucania jedzenia do kosza, to tak ta niesmażona sajgonka po dwóch gryzach wylądowała w koszu. Tego na serio nie dało się zjeść. Było mdłe, z okropnym posmakiem jakiegoś zioła. Krewetki tyle co kot na płakał. Wewnątrz królował suchy makaron ryżowy. Nawet sos nie pomógł. Miałam wielkie nadzieje odnośnie tej pozycji, jak widać zbyt wielkie.
Po wyjątkowo słabym jedzeniu postanowiłam udać się na część z alkoholami. W tym roku swoje stoisko miał Anders Browar, który samodzielnie warzy swoje piwo w Sycowie. Wybór padł na zestaw testowy (30zł/8*100ml). Lubię takie rozwiązania, bo jeśli nie macie swojego ulubionego piwa i nie wiecie co Wam zasmakuje to możecie popróbować nowych smaków. Mi najbardziej smakował numer 4, który nie był ani za słodki ani za gorzki. Dobrze wyważony smak.
Pastel de nata od Bom Dia to było najlepsze stoisko z jedzeniem tego wydarzenia. Jako fanka borówek zdecydowałam się na nieklasyczna wersję tego portugalskiego wypieku. Delikatny budyń, chrupiące ciasto a całość przełamana owocami. Aż żałuje, że kupiłam tylko jedną na wynos bo było fenomenalne. Jeśli będziecie kiedyś w Krakowie to skuście się na klasyczną lub nie babeczkę. Albo lepiej skomponujcie własny zestaw składający się z różnych wersji. Nie zawiedziecie się na pewno. Mi dalej ślinka leci na myśl o nich.
Niestety nie mogę polecić tegorocznych targów. Jedzenie było co najmniej rozczarowujące. Może w przyszłym roku się poprawią. Mam taką cichą nadzieję, bo w tym roku wydałam około 150 złotych a wyszłam głodna i musiałam zjeść ciepły posiłek w innym miejscu. Szkoda, na prawdę szkoda.
ClaudiaMorningstar
Wow, widzę, że było w czym wybierać. Na takich festiwalach można poznać nowe smaki.
OdpowiedzUsuń