Gdy wraz z Patrycją przyjechałyśmy do Warszawy to byłyśmy bardzo głodne. Pierwotny plan był taki aby iść do Pańskiej 85, ale otwierali się dopiero w południe. Nie chciałyśmy czekać ponad godzinę, więc poszukałyśmy alternatywy w internecie. Wiele osób poleciło Baguette Mi, który mieści się zaraz obok Złotych Tarasów. Nie ma więc najmniejszego problemu z trafieniem. Lokal przejął miejsce po nieistniejącym już Wang&Wang. A wczesne godziny otwarcia sprawiają, że jest to idealne miejsce na śniadanie. Obsługa jest miła, a menu ma zdjęcia, więc jeśli nie jesteśmy pewni co to za potrawa lub jak będzie ona wyglądać to zdjęcia są bardzo pomocne. Nam tak smakowały ich bagietki, że postanowiłyśmy zabrać je na drugie śniadanie do Zoo Warszawskiego.Poza tym wysyłają swoje produkty przez wolt i pyszne.pl, więc nie ma problemu z dostarczaniem jedzenia pod same drzwi.
Na początek zamówiłam Bun Tom, czyli zupę krewetkową (28zł). O mój boże jakie to było dobre. Skorupiaki dobrze oczyszczone, miękkie. Wywar aromatyczny. Jak to pachniało. Te ciasteczka rybne miękkie, bardzo dobrze doprawione. Grzyby delikatne w smaku, a pomidor miękki. Bardzo udane danie. Plus za ładną dostawę i długie, plastikowe pałeczki. Nie wiem jak Wam ale mi się o wiele przyjemniej je w ceramicznych miskach i wielorazowych pałeczkach niż w plastikowych bądź drewnianych tekstyliach jednorazowego użytku.
Z wietnamskimi bagietkami nie mam dużej styczności, na Śląsku nie sprzedają ich a w Warszawie jadłam tylko Doza, więc w tego typu kuchni jestem laikiem. Wersja z kurczakiem w sezamie (22zł) była smaczna. Sama bagietka była świeża, ciepła i przyjemnie chrupiąca. Mięso soczyste, dobrze doprawione, rozpływająca się w ustach. Nie szczędzono dodatków, zwłaszcza kolendry.
A do picia oczywiście zamówiłyśmy herbaty. Ja brzoskwiniową (15zł) a Patrycja liczi (15zł). Obydwie przyjemnie zimne i aromatyczne. Czuć było w nich owoce. Moja była bardzo słodka, więc idealna dla fanów słodszych smaków, natomiast mojej koleżanki bardziej kwaskowata, wręcz gorzka.
I na sam koniec banh mi z wietnamskich pasztetem i jajkiem sadzonym (18zł). Zapakowane na wynos w folię, aby bagietka nie traciła ciepła. Sposób pakowania nie wpływa na jakość produktu. Również była zbita w środku i chrupiąca na zewnątrz. Sam pasztet był fenomenalny, struktura była jednolita i ponownie farsz był bardzo dobrze doprawiony. Również w tym przypadku nie szczędzono dodatków.
Podsumowując wizytę w tej knajpie. Nie mam do żadnych zastrzeżeń, obsługa miła, ceny niskie (jak na Warszawę) a jedzenie fenomenalne. Jeśli szukacie miejsca w centrum na poranne śniadanie (i nie tylko) to wiecie gdzie trafić.
ClaudiaMorningstar
Z chęcią bym spróbowała tej zupy krewetkowej :)
OdpowiedzUsuńDziś na obiad jedliśmy sajgonki :) O wietnamskich bagietkach słyszę pierwszy raz. U nas w mieście ich nie widziałam.
OdpowiedzUsuńFajnie. Zapisuję sobie tę miejscówkę na przyszłość.
OdpowiedzUsuńPysznie wygląda jedzenie. Zjadłabym ramen, bo nigdy nie jadlam i chcę spróbowac.
OdpowiedzUsuńBagietka wygląda smakowicie, jeszcze nigdy się z takimi nie spotkałam w okolicy :D
OdpowiedzUsuńNajbardziej zaciekawiła mnie ta herbata. Lubię testować herbaty w "azjatyckich" miejscach! :-)
OdpowiedzUsuńAle pyszności! Jadłabym aż uszy by się trzesły :)
OdpowiedzUsuńMmm pysznie to wszystko wygląda ;)
OdpowiedzUsuńhttps://xgabisxworlds.blogspot.com/
Smacznie wygląda ): Zjadłabym wszystko ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń