I ostatnia relacja z wielkanocnego wypadu do stolicy. Po grillu w Mei oraz udanych zakupach w WawaMart przyszedł czas na pożegnalną kolację. Wybór był prosty: Arirang. Dlaczego? Po pierwsze ze względu na lokalizację. Restauracja mieści się w centrum Warszawy, zaraz obok Pałacu Kultury i nauki, więc miałyśmy blisko na pociąg. Po drugie była otwarta w Wielkanoc i to od 12-stej. A po trzecie słyszałyśmy dobre opinie o tym lokalu, więc postanowiłyśmy skonfrontować je z rzeczywistością.
Na początek zamówiłyśmy jeyuk grill, czyli wieprzowinę z kalmarami i warzywami w ostrym sosie (100zł). To było cudowne. Sos przyjemnie ostry, dużo soczystego mięsa i owoców morza. Dobrze doprawione
Jak już pewnie się zorientowaliście wzięłam swoje ulubione danie, czyli chajangmyun (40zł). Wypadło doskonale. Lepiej niż w Mei a prawnie na równi jak z Doma. Sos z czarnej fasoli był genialny, nie żałowali go tak samo jak mięsa. Makaron sprężysty, nierozgotowany. Jajko takie jak lubię. W formie, która mi najbardziej odpowiada. Wolę, gdy w daniach są one "sadzone" niż ugotowane.
Natalia zamówiła tempura roll (45zł). Bardzo dobrze skręcona. Ryż odpowiednio zaprawiony, kleisty. Dodatków w rolce odpowiednia ilość. Dało się bez problemu poczuć ich smak. Jak zawsze wszystko w dobrze zrobionej tempurze smakuje lepiej. Już nawet nie zdziwiła mnie ta "mini salatka z dressingiem," położona obok imbiru i wasabi. Mam wrażenie, że jest to must have w koreańskich restauracjach serwujących sushi.
Na deser skusiłam się na hottok (9zł). Pierwszy raz spotkałam się aby podawać go z truskawkami, ale był bardzo smaczny. Gorący, bo robiący na bieżąco, słodki, aromatyczny i pachnący. Z dużą ilością orzechów. Cynamonowy.
I ostatnim punktem, które zamówiłyśmy były herbaty. Natalia zamówiła z lotosem (8zł), smaczna i aromatyczna ale to moja morelowa (10 zł) to był sztos. Była po prostu fenomenalna. Delikatna z wyczuwalnym smakiem moreli.
Gdy wchodziłyśmy do restauracji o 12-stej to byłyśmy same, natomiast kilka minut później zebrał się tłum gości. Lokal był tak oblegany, że na dworze zrobiła się kolejka na kilkanaście osób. Co mnie zdziwiło to to, że obsługiwała nas jedna kelnerka. Nikogo oprócz jej i kucharzy (z obsługi) nie było. To dziwne, bo kelnerka zajmowała się wszystkim. Co do cen. Za to wszystko zapłaciłyśmy 223 zł, z czego 20 zł poszedł na serwis. To jakaś nowa moda? Byłyśmy w dwójkę w Mei- serwis, na kawie w Cava w Złotych Tarasach- serwis. Dość to dziwne i denerwujące. Jeszcze rozumiem dużą grupę, ale dwie osoby. O ile pamiętam kelnerzy dostają wynagrodzenie a napiwki są dobrowolne. Nie mówię, że bym nie dała jak jestem zadowolona z usługi, ale takie narzucanie wydaje mi się, że nie jest w porządku.
A Wy co myślicie o opłacie serwisowej?
ClaudiaMorningstar
Dziwna moda, ale podobno na Zachodzie to standard z tym serwisem. Jedzonko wygląda obłędnie.
OdpowiedzUsuńJedzenie wygląda bardzo smacznie, chętnie bym spróbowała :)
OdpowiedzUsuńJedzonko wygląda niesamowicie apetycznie, chciałabym je skosztować :)
OdpowiedzUsuńJedzonko wygląda bardzo apetycznie. Aż chciałoby się je skosztować. Miłego weekendu!
OdpowiedzUsuńDobry wieczór.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tego typu dania, choć jeszcze nie miałem okazji za bardzo zapoznać się z koreańską kuchnią. Wydaje mi się, że wszystko przede mną jeszcze. :)
Zapraszam do siebie.
Pozdrawiam!
Mozaika Rzeczywistości
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com
Ależ smakowitości, widać że lokal cieszy się powodzeniem
OdpowiedzUsuńooo chętnie bym się wybrała!
OdpowiedzUsuńNiebawem będę w Krakowie, zapamiętam :)
OdpowiedzUsuń