W sobotę byłam we wrocławskim Zoo. Z całego serca polecam to miejsce, w ogrodzie można zobaczyć wiele ciekawych zwierząt z całego świata. Największe na mnie wrażenie zrobiło Afrykarium. To duże akwarium jest cudowne, a foki i płaszczki niesamowite. Miałam okazję widzieć je w ich naturalnym środowisku, jednakże nawet w niewoli robią wrażenie. Niestety obiekt miał dużą wadę. Oprócz kawiarni, gdzie można zjeść pyszne ciasto nie ma dobrych miejsc na obiad. Wobec tego, że nie jadłyśmy nic od śniadania, tj. od 9-tej rano, a zbliżała się piąta po południu to postanowiłyśmy poszukać czegoś blisko ogrodu zoologicznego. We Wrocławiu z całego serca polecam Doma, które oferuje przepyszną kuchnię koreańską. Jeśli tam będziecie to zamówcie makaron z czarnej fasoli i pikantne skrzydełka. Są obłędne. Niestety restauracja znajduje się na rynku a w związku z ograniczoną ilością czasu szukałyśmy czegoś bliżej. Tak oto trafiłyśmy do Jungle (ul.Wróblewskiego 7a), restauracji znajdującej się kilka minut spacerem od głównego wejścia zoo. Lokal znajduje się na pierwszym piętrze Hotelu Zoo.
W menu to azjatycki misz-masz. Mamy tutaj dania z kuchni chińskiej (bao), tajskiej (padthai, pad sew, tom yam, curry) japońskiej (gyoza) czy koreańskiej (kimchi, KFC). Oprócz jedzenia możemy zamówić napoje bezalkoholowe bądź alkoholowe takie jak koktajle, wódka, rum, piwo czy wino. Na początku zamówiłyśmy startery. Po chwili kelnerka przyniosła kimchi, słodkie ziemniaki (frytki z batatów), pierożki gyoza oraz lumpię z kaczką.
Na początek spróbowałam kimchi (7,50zł/porcja). Było dość przeciętne. Ostre, ale średnio chrupiące. Brakowało mi tego czegoś. I co tu robi ta kolendra? Za to frytki z batatów (9.90zł/200g) bardzo przypadły mi do gustu. Na zewnątrz chrupiące a w środku miękkie. Dobrze współgrały z smacznym sosem majonezowym z limonką. Nie wiem tylko po co ten szczypiorek i kolendra. Następnie zjadłyśmy gyozę (16,90zł/6 sztuk). Cienkie, sprężyste ciasto z dobrze doprawionym mięsno-warzywnym farszem. Smaczne, chociaż gotowane na parze, więc nie były charakterystycznie przysmażone z jednej strony. Dobrze komponowały się z sosem chili. No i na końcu lumpie (12,90zł/150g). Również mi smakowały. Chrupiące i ze smacznym farszem z kaczki. Również dobrze doprawionym. Także sos z słodkim chili był udany. Tylko ponownie zadam pytanie: po co ten szczypiorek? Zarówno przy pierogach i sajgonkach.
Kolejna na stół wjechała moja zupa. Tom Yam (14,50zł/300g) była na serio bardzo smaczna. Wywar przyjemnie ostry i aromatyczny. Nie była ona płaska. Mimo że tego typu zupa zazwyczaj jest z krewetkami to ta wersja była z kurczakiem. Pierś była soczysta i aromatyczna. Nie przesuszona, jak to często bywa z tą częścią kury.
Moja koleżanka skusiła się na KFC w wersji słodko ostry (29.50zł/550g) i był na serio bardzo smaczny. Sos fenomenalny. Idealny balans pomiędzy tymi dwoma smakami. Panierka chrupiąca, a kurczak miękki, rozpływający się w ustach. Nieprzesmażony. Ryż dobrze ugotowany. Z dodatków bardzo dobra surówka z białej kapusty, w zupełnie nieazjatyckim wydaniu.No i moje danie główne. Padthai z kurczakiem (28.90zł/520g). Ta pozycja również mi smakowało. Makaron był sprężysty, a sos nieprzesłodzony. Kucharz nie zapomniał o dobrych dodatkach takich jak np.orzeszki. Kurczak soczysty, w sam razy. Nie był ani przesmażony ani półsurowy. Mam zastrzeżenie dodatku w postaci kapusty pekińskiej i marchwi. Na co to komu? Nie wiem zbędny dodatek.
No i na koniec drinki. Skusiłyśmy się na 4 różne: Lychee Chan (22.50zł) był to słodki lekki drinki na bazie sody hibiskusowej z dodatkiem lichi i soku z limonki, Passion Room (19.50zł) w którym królowały zblendowane owoce z smoczym owocem, a później domówiłyśmy Pineapple Punch (19.50zł), który był idealny dla fanów wody kokosowej, karamoli ananasu i trawy cytrynowej. Ja natomiast zdecydowałam się na Coco Jungle (19.50zł), który był wprost stworzony dla mnie. Uwielbiam wszystko co zawiera kakao.
I na koniec kwestia lokalu. Ta restauracja bardzo przypadła mi do gustu. Dużo światła, wygodne krzesła i fotele. I spójrzcie na tą ścianę. Jest po prostu prześliczna. Spodobało mi się także szklanki i kieliszki do napoi, bardzo fajny tłoczony design. Nie lubię gładkiego szkła. Plus także za ładną zastawę obiadową. Małe drobiazgi a cieszą. No cóż lubię jeść ładnych miejscach i na ładnych talerzach. I co najważniejsze bardzo miła i kompetentna obsługa. Kelnerze uśmiechnięci i pomocni, znający kartę, umiejący polecić.
Podsumowując Jungle to ciekawa knajpa dla tych, którzy potrzebują coś zjeść nie ruszając się zbytnio od Wrocławskiego Zoo oraz dla tych, którym nie przeszkadza spolszczenie dań. Myślę, że ceny podobne jak w każdym większym mieście a porcje wielkościowo również podobne.
Co dobrego możecie mi polecić we Wrocławiu?
ClaudiaMorningstar
Rzeczywiście bardzo ładny wystrój. I fajne jedzonko.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za azjatycką kuchnią, ale ktoś inny chętnie zajrzy :D
OdpowiedzUsuńPlanuję się wybrać właśnie tam do zoo, będę pamiętać o tej knajpce bo dania wyglądają apetycznie :D Nie przeszkadza mi polski akcent w daniach
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam we Wrocławiu, chociaż do tego zoo wybieram się już od kilku dobrych lat. Te dania wyglądają wspaniale, każdego bym spróbowała:)
OdpowiedzUsuńKaramoli czy karamboli? Akurat nie znam się na nazwach tak dobrze. :)
OdpowiedzUsuńOch dawna marzę aby wybrać się do wrocławksiego zoo :)
OdpowiedzUsuńO te frytunie bym przytulił ;p
OdpowiedzUsuńJa do zoo mam bliżej w Krakowie. Za to kuchnia azjatycka ciekawi mnie od dawna.
OdpowiedzUsuńAle to jednonko wygląda apetycznie ! Aż mi smaka narobiłaś
OdpowiedzUsuńWszystkie potrawy wyglądają smakowicie :)
OdpowiedzUsuńW Afrykarium byłam dwa razy. Pierwszy, zaraz po otwarciu i wtedy to było wielkie WOW. Drugi, dwa lata później. I wydaje mi się że było tam gorzej. I więcej ludzi. Jakoś już mnie tam nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńCo do kuchni, to przyznam, że to dla mnie bardzo abstrakcyjne. Wyobrażasz sobie, że nigdy nie byłam w żadnej knajpce z azjatyckim jedzeniem?
Pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)